Depresja u nastolatków to spory problem, o którym nie mówi się często, dlatego dziś publikujemy wyjątkowy materiał – wywiad z Mamą, która korzysta ze wsparcia w naszym Centrum i zdecydowała się opowiedzieć nam historię swojej córki, która od kilku lat cierpi na depresję.
Pani Marto* bardzo dziękuję, że zdecydowała się Pani udzielić nam tego wywiadu. Wiemy, że Pani córka, teraz już dorosła dziewczyna, zmaga się od kilku lat z depresją. Może nam Pani powiedzieć kiedy zaczęły się pierwsze problemy w zachowaniu córki?
Kłopoty naszej córki zaczęły się wraz z nadejściem wieku dojrzewania. W piątej i szóstej klasie zmieniło się jej zachowanie. Stała się opryskliwa, a nawet arogancka, „odporna” na prośby o wykonanie czegoś w domu (nawet w sprawach wdrożonych wcześniej obowiązków), drażliwa, ale też zmęczona, z czasem bardzo zmęczona! Kładliśmy to na karb dorastania, nastoletnich buntów, wspólnego pokoju z dużo młodszymi siostrami, hormonów… Ale coraz trudniej przychodziło nam zrozumienie i tolerowanie różnych jej zachowań, a przede wszystkim widać było, że mimo starań nie potrafi nad sobą zapanować… Nie przyszło nam do głowy, że to to może być depresja u nastolatków.
A czy szukaliście Państwo jakiś przyczyn organicznych w związku z tymi zmianami w zachowaniu u córki? Czasem takie objawy mogą być wynikiem po prostu jakiejś choroby, niekoniecznie depresji. Jak to było u Was?
Na początku też to braliśmy pod uwagę. Zaczęłyśmy biegać od lekarza do lekarza. Pediatra skierował nas do endokrynologa. Zdiagnozowano niewielką niedoczynność tarczycy, ale dodatkowe porcje hormonów niewiele pomagały. Przyszedł czas gimnazjum i jednocześnie przeprowadzki. Zmiana środowiska z kameralnej, ciepłej podstawówki daleko od domu na duże i wymagające gimnazjum wybrane przez córkę, ale w dzielnicy zamieszkania. Do tego własny pokój. Wydawało się przez chwilę, że będzie dobrze, znalazły się nowe koleżanki, więcej przestrzeni w domu, swój kąt. Jednak już w drugim semestrze paczka koleżanek rozsypała się. W drugiej klasie córka odmówiła chodzenia do szkoły. Indywidualna ścieżka kształcenia trwała do końca gimnazjum. Diagnoza: fobia szkolna. Psychoterapia w nurcie humanistycznym zakończyła się po czterech miesiącach, bez większych efektów.
W jakim stanie była córka, kiedy w końcu postawiono prawidłową diagnozę?
W wakacje po zakończeniu gimnazjum działy się już bardzo dziwne rzeczy. Będąc na wspólnym wyjeździe córka miała własny pokój (przeszkadzały jej dźwięki, hałas powodowany przez młodsze siostry…), z którego przestała w końcu wychodzić, wiecznie leżała w łóżku. W tamte wakacje (i chyba trochę wcześniej) pojawiały się też wewnętrzne głosy, wiecznie oceniające, krytykujące, ataki paniki, brak zainteresowania czymkolwiek. Po powrocie wizyta u kolejnego psychiatry i wreszcie adekwatna diagnoza: silna depresja, stany lękowe, zachowania obsesyjno-kompulsyjne, objawy dysocjacyjne… Zaczęła się regularna psychoterapia, tym razem w nurcie poznawczo-behawioralnym. Niestety, problemy były już mocno ugruntowane i nie było spektakularnych efektów. Po pewnym okresie pilnych obserwacji i prób regulowania niektórych nawyków terapia przekształciła się w rozmowy „podtrzymujące”.
Czy córka wróciła do szkoły po tej diagnozie?
Tak, córka poszła do jednego z najlepszych liceów, o którym marzyła. Nauczyciele, rówieśnicy – wszyscy byli wspaniali, a jednak pierwszą klasę udało się z ledwością dokończyć z najmniejszą dopuszczalną frekwencją. W kolejnym roku, mimo terapii, poczucie beznadziejności było już tak silne, że nie obeszło się bez szpitala psychiatrycznego. Powtarzanie klasy, porównywanie się z innymi, młodszymi już uczniami nie pomagało…
Córka (już pełnoletnia) zdecydowała się na zmianę terapeuty, choć poprzedniej pani nie miała nic do zarzucenia. Nowa osoba, nowa energia… Klasy znów nie udało się zaliczyć, ale po pewnym czasie nastrój zaczął się normować, coraz rzadziej zdarzały się wybuchy wściekłości, czy ataki panicznego lęku…
A jak teraz czuje się córka?
Obecnie po 6 latach choroby, ponad 3,5 latach terapii sytuacja zaczyna się nieco poprawiać. Z całą pewnością córka zyskała większą samoświadomość, co jest bardzo ważne, bo w tych sprawach zdrowienie leży przede wszystkim w rękach chorego. Będąc już osobą pełnoletnią uznała, że żeby realizować swoje plany i pomysły na życie musi też na nie zarobić – całe wakacje wstawała rano do pracy (co nie udawało jej się w przypadku wstawania do szkoły), którą sobie sama znalazła. Była bardzo dzielna. Po wakacjach podjęła naukę w liceum dla dorosłych po załatwieniu samodzielnie wszystkich formalności. Takie działania odnawiają w niej poczucie sprawczości i wpływu na swoje życie – to one są chyba najlepszym lekarstwem. Niemniej bez pełnego empatii, ciepłego, wyrozumiałego wsparcia terapeuty być może ten start nie udałby się nawet teraz.
Jak choroba córki wpłynęła na Waszą rodzinę?
Trudno mi to podsumować, proces choroby jeszcze trwa, młodsze dzieci rosną i zmieniają się… Na dwie siostry spadły obowiązki, które powinny dzielić się na trojkę dzieci – nawet w okresach, gdy najstarsza wygląda lepiej, zaczyna wychodzić z pokoju, częściej przebywa z nami nie dokładamy jej wymagań – młodszym siostrom czasem trudno to zrozumieć i buntują się na takie rozwiązanie. Chore dziecko zawsze przykuwa więcej uwagi rodziców – młodszym na pewno zabrakło takiej uwagi – jeszcze nie wiem, jakie tego będą skutki. Mi przybyło siwych włosów… Niestety, na depresję nie choruje się samemu, ona zawsze w jakimś stopniu dotyka też bliskich.
Można też dostrzec plusy – jestem chyba bardziej wyrozumiała, uważniejsza, odpuszczam, gdy widzę, że któreś z dzieci zdecydowanie jest przeciwne mojemu oczekiwaniu, zdecydowanie stawiam bardziej na utrzymanie i rozwijanie dobrej relacji niż na spełnienie moich próśb, czy przekonanie dziecka do mojego zdania.
Jaką lekcję wyniosła Pani z tej choroby dla siebie – jako rodzica? Jak rodzic może pomóc dziecku cierpiącemu na depresje?
Dla mnie jako mamy ważne jest, żeby zrozumieć, że rolą rodziców nie jest terapia dziecka, ale wspieranie go na co dzień – czasem przez wymaganie, czasem przez zdjęcie wymagań, zrobienie czegoś za nie, czasem przez wysłuchanie, a innym razem przez zapytanie. Widzę też, że nie zawsze trzeba osobie nawet w depresji, podsuwać gotowce pod nos, czasem trzeba się wycofać, odmówić… Złote góry dla tego, kto wie kiedy jakie działania trzeba podjąć – niestety, tu najważniejsze jest wczucie się w stan osoby, a i tak nie ma się nigdy pewności, czy to co się robi jest rzeczywiście najlepsze w tym momencie.
Czasem pomaga wsparcie innych rodziców, zwłaszcza tych, którzy potrafią zrozumieć rodzica dziecka w depresji, bo np. sami mają taki przypadek w domu albo sami mieli depresję. A czasem warto samemu podjąć terapię, aby poszerzyć swoją samoświadomość albo terapię rodzinną, aby lepiej zrozumieć zachowanie dziecka i jego wpływ na innych członków rodziny.
Mając za sobą tak trudne doświadczenia w diagnozowaniu i leczeniu dziecka czy jest coś na co chciałabyś uczulić rodziców nastolatków, którzy obserwują u swoich dzieci jakieś zmiany w zachowaniu, np. obniżenie nastroju, apatię, brak motywacji czy drażliwość?
Dla mnie odkryciem było między innymi to, że depresja u nastolatków częściej objawia się właśnie drażliwością, nawet agresją, ale też chronicznym zmęczeniem, osłabieniem koncentracji, w odróżnieniu od dorosłych, u których zwykle jest to przedłużający się smutek, apatia… Na pewno najważniejsze jest rozmawianie z dzieckiem, dbanie o dobry kontakt nawet kosztem wykonania obowiązków. W wieku nastoletnim może być potrzebna zmiana wymagań tak, aby nie wywoływały zbyt dużych napięć. Czasem trudno odróżnić lenistwo od narastającego wewnętrznego napięcia, ale przez rozmowę warto dociekać co jest przyczyną odmowy.
Wydaje mi się, że wielu rodziców dość uważnie podchodzi do swoich dzieci, a mimo to nie zawsze udaje się uniknąć choroby dziecka. W momencie, gdy nastolatek przenosi swój punkt odniesienia na rówieśników, co jest naturalne, znacznie trudniej jest ochronić go. To co może pomóc, to zwiększanie świadomości samego dziecka. Gdy widać, że coś się zaczyna dziać, może warto rozważyć profilaktyczne, edukacyjne zajęcia grupowe lub indywidualne z psychologiem – nastolatek może zobaczyć, że nie tylko on ma problemy ze sobą i otrzyma wiedzę, jak sobie z nimi radzić, jak zmniejszać frustrację, rozładowywać stres… zanim jeszcze potrzebna będzie terapia.
Pani Marto serdecznie dziękujemy Pani za ten szczery wywiad. Domyślam się, że nie było to łatwe wyzwanie, aby tak otwarcie mówić o chorobie swojego dziecka. Tym bardziej, że w naszym społeczeństwie problem depresji jest ciągle powodem do wstydu, a jej objawy są często lekceważone. Wierzę jednak, że opowiadając tak otwarcie o chorobie córki, uwrażliwi Pani niektórych z naszych czytelników – rodziców na zachowania swoich dzieci, ale też doda odwagi w szukaniu dla nich pomocy, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
Jeżeli zmagacie się z podobnymi problemami – zapraszamy do Centrum POMOKO. Jesteśmy dla Was – nie oceniamy, ale rozumiemy i pomagamy. Nasi specjaliści otoczą Was wyjątkową opieką.
*Dla zachowania anonimowości imię zostało zmienione.